- Meg, Harry przyszedł - Andrea wparowała do pokoju i wystraszyła mnie tak, że aż podskoczyłam na krzesełku.
- O mój Boże, Andrea, wystraszyłaś mnie. Okej, wpuść go - pisnęłam, a moja dłoń poleciała na klatkę piersiową.
- Przepraszam - mruknęła i uśmiechnęła się do mnie, po czym wyszła.
Moje serce biło tak szybko, że w żaden sposób nie mogłam go uspokoić. Oparłam się o krzesełko i starałam się wyrównać oddech.
- Meg? Wszystko w porządku? Co się dzieje? - usłyszałam, a za chwilę zobaczyłam, Harrego.
- N-n-nic. Andrea mnie po prostu wystraszyła.
- Oh, dzięki Bogu - powiedział i pochylił się, żeby dać mi buziaka, co wcale nie pomogło mi się trochę uspokoić.
Podszedł do kanapy, a następnie na niej usiadł, po czym położył na stole jedzenie, które mi przyniósł. Dokończyłam ostatni fragment kwiatowej sukienki, który musiałam zszyć i zasiadłam koło niego.
- Meg, muszę coś z tobą przedyskutować - powiedział, a ja zaczęłam jeść makaron.
- Co jest?
- Jadę do Afryki - odpowiedział, a ja lekko zakrztusiłam się makaronem. - Tylko na kilka dni... - dodał.
- Dlaczego tam jedziesz?
- Jedziemy tam w celu akcji charytatywnej, Comic Relief. Zaprosili nas tam, żebyśmy mogli zobaczyć jak żyją tamtejsi ludzie - wyjaśnił, wyglądał na nieco zdenerwowanego.
- Ooooohhh, więc "Harry Ekspres", który przynosi mi jedzenie, będzie niedostępny przez kilka dni, huh?
- I właśnie to chciałem przedyskutować.
- Hmm?
- Chcę, żebyś pojechała ze mną - spojrzałam na niego z buzią pełną jedzenia.
Przełknęłam wszystko i potrząsnęłam głową.
- Co?
- Chcę, żebyś pojechała z nami do Afryki - powtórzył, na co odłożyłam sztućce i odwróciłam swój tors w jego stronę tak, by spojrzeć mu twarzą w twarz.
- Wiesz, że zabieranie mnie ze sobą jest bardziej niebezpieczne niż zostawianie mnie tutaj, prawda? - powiedziałam, na co spuścił głowę i zaczął nerwowo bawić się palcami.
- Tu nie chodzi o to, że boję się ciebie tutaj zostawić - bo się boję - po prostu będę za bardzo za tobą tęsknił - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech.
Pochyliłam się do niego i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie, a jego oczy płonęły ekscytacją.
- Czy to znaczy tak?
- Oczywiście, że tak, ty słodki, nadopiekuńczy, przystojny, słodki chłopczyku z kręconymi włosami - powiedziałam i przytknęłam czoło do jego policzka.
- Naprawdę?
- Tak.. - zapewniłam go i wróciłam do jedzenia makaronu.
Omówiliśmy szczegóły jak to wszystko będzie wyglądało. Harry powiedział mi, że rozmawiał o tym z chłopakami, byli bardzo zadowoleni gdy usłyszeli, że chce zabrać mnie ze sobą.
- Wyjeżdżamy w czwartek, a dzisiaj jest poniedziałek... - powiedziałam sobie, przypominając sobie swój grafik.
- Tak. Wrócimy w następny wtorek.
- To znaczy, że musze wszystkie projekty skończyć w środę. - Powiedziałam patrząc na manekina.
- Nie śpieszysz się za bardzo?
- Nie, muszę pracować ciężko przez te kilka dni.
- Nie, Ty musisz teraz odpoczywać.
- Harry, jeśli chcesz żebym poleciała z Tobą do Afryki muszę projekty skończyć przed wyjazdem. Muszę poświęcić więcej czasu na pracę.. - powiedziałam, a on ukrył twarz w dłoniach.
- Nie rób tego Meg..
- Nic nie robię, to Ty chciałeś żebym jechała z Tobą do Afryki.
- Nie cierpię wybierać między zdrowiem, a wyjazdem..
- Nie martw się o mnie. Nie będę się przemęczać, obiecuję.
- Będę tutaj jak będziesz pracować. Przyniosę Ci obiad, a kiedy zobaczę, że jesteś zmęczona bardziej niż zwykle, zabieram Cię do domu. - Powiedział patrząc na mnie, na co skinęłam głową.
- To brzmi bardzo dobrze.
Harry pochylił się i pocałował mnie, jedną ręką kierował makaron w moją stronę, prosząc mnie abym zjadła. Szybko się odwróciłam i wróciłam do pracy.
Trochę mi zeszło z tym projektem. Było już grubo po północy. Zobaczyłam jak Harry śpi na kanapie. Podeszłam do niego i po cichu się nachyliłam, aby go pocałować. Byłam już tak blisko, ale Harry otworzył oczy.
- Mógłbym się przyzwyczaić do takiej pobudki.
Zaśmiałam się, pocałowałam go i odsunęłam się lekko, aby powiedzieć mu, że już skończyłam.
- Nareszcie. - jęknął i wstał.
Wyszliśmy i salonu, Hazza czekał na chodniku, a ja zamykałam drzwi.
- Dobra ja idę do domu, Dobranoc. - powiedziałam dając mu całusa.
- Co sprawia, że myślisz, że odejdę?
- Masz swój samochód, ja mam swój. Każdy jedzie sam.
- Chcę mieć pewność, że dojedziesz do domu bezpieczna.
- Cóż nie zostawię tutaj samochodu, bo jutro muszę tu wrócić.
- To pojadę za tobą.
- Pojedziesz ze mna?!- zapytałam unosząc brew.
- Tak pojadę za tobą do domu, gdy będę pewien, że dotarłaś bezpiecznie to wrócę do swojego domu.
- Dobrze - mruknęłam odpalając swój wóz.
Nie zrozumcie mnie źle, ale Harry przesadza. Lubię jak się o mnie i o dziecko troszczy, ale no bez przesady.
Podjechałam do domu, wysiadłam i kierowałam się do drzwi mieszkania. Otwierając je usłyszałam krzyk "Dobranoc Kochanie", odwróciłam się i ujrzałam Hazze. Pomachałam mu i weszłam do środka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ostatnie dwa dni spędziła w biurze kończąc projekty.
Harry tak jak obiecał przynosił mi obiad i zostawał dotąd, dopóki nie byłam zmęczona
- Nie mogę uwierzyć, że skończyłam projekty na pokaz. - powiedziałam do Hazzy.
- Cieszę się razem z Tobą, a teraz już możesz jechać ze mną bez żadnych obaw. - Harry powiedział całując mnie w policzek.
Razem z Harrym, tej nocy zdecydowaliśmy się na kolację w chińskiej restauracji. Wróciliśmy w miarę wcześniej do domu, ponieważ musieliśmy się jeszcze spakować. Skontaktowałam się z zarządcą na fashion show, który pozwolił mi na przedstawienie moich dzieł trochę wcześniej, ze względy na to, że wyjeżdżam do Afryki.
Stanęłam na środku pokoju i zastanawiałam się co ze sobą zabrać.
- Nie wiem co mam spakować. - powiedziałam do Hazzy
- Wieź letnie ciuchy, jedziemy w tropiki.
- Letnie ubrania? Okej... - wyciągnęłam jakieś topy i spodenki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po niewielkiej pomocy Harry'ego spakowałam się w ciągu godziny.
- To nie było takie ciężkie, prawda?
- Zamknij się! - powiedziałam przewracając oczami
- Chyba powinienem zostawić Cię samą abyś mogła się przespać - powiedział wstając
Wskoczyłam pod kołderkę, a Harry pochylił się i cmoknął mnie w czoło.
- Zobaczymy się jutro.
- Zamknij drzwi za sobą - krzyknęłam
- Tak jest proszę pani!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Cieszę się, że jedziesz z nami Megan! Będzie zabawnie! - Niall powiedział śmiejąc się.
- Tak, ja też. Dziękuję za zaproszenie.
- Ohh nie ma sprawy. Nie chcielibyśmy słyszeć jak Harry narzeka, że jest daleko od Ciebie.
Pojechaliśmy na lotnisko. Szczęka mi opadła jak zobaczyłam, że będziemy lecieć prywatnym odrzutowcem.
Harry wziął mnie za rękę i zaprowadził do samolotu. Każdy zajął swoje miejsce.
Podszedł do mnie stewardess.
- Co mogę pani podac?
- Sok jabłkowy poproszę.
- Dwa poprosimy - Harry dopowiedział
Lot mijał nam bardzo miło. Gadaliśmy z Harrym o różnych rzeczach.
- Opowiedz mi o swoich rodzicach - Hazza zapytał, a ja zamarłam.
- Moich rodzicach...?
- Tak. Co robią, gdzie są? Chciałbym ich poznać.
- Moi rodzice nie żyją. - powiedziałam patrząc w dół
- Tak mi przykro, ja nie chciałem..
- W porządku, nie twoja wina.
- Jak to się stało?
- Mieli wypadek samochodowy, gdy miałam 18 lat. Mieli wziąć rozwód, ciągle się kłócili. Zabrali mnie na kolację, chcieli mi wynagrodzić ich separacje.. w drodze powrotnej tata stracił kontrolę nad samochodem...
- Tak mi przykro - Harry złapał mnie za ręce
- Na szczęście mi nic się nie stało, leżałam tylko przez tydzień w szpitalu. Miałam wtedy 18 lat więc nie trafiłam do domu dziecka. Znalazłam prace w butiku. Szef traktował mnie jak córkę i nauczył mnie wszystkiego. Kiedy poczułam się na siłach, dał mi pożyczkę i oto jestem tutaj, żyję jak żyję.
- A co z twoim szefem?
- Spłaciłam mu kredyt jakoś 3 lata temu. Dałam radę. Szef wyjechał do Hiszpanii, ale nadal utrzymujemy kontakt, choć jest ciężko.
Harry pociągnął mnie tak, że teraz siedziałam na jego kolanach, ukryłam twarz w jego szyi, a on lekko głaskał moje plecy abym się uspokoiła.
Zasnęłam, obudził mnie głos Harry'ego.
- Kochanie już prawie jesteśmy. Musisz zająć swoje miejsce.
Przeniosłam się na swoje miejsce i znów zasnęłam. Poczułam lekkie dotknięcie mojego policzka. To był Hazza.
- Kochanie jesteśmy, musimy iść.
Wstałam, a on owinął rękę wokół mojej tali abym się nie przewróciła bądź nie zemdlała.
- Co się stało? - Niall zapytał zmartwiony.
- Wszystko w porządku? - Zayn dodał
- Musimy zabrać ją do szpitala? - Zapytał Liam
- Ona pewnie śpi.. - dodał sennie Louis
Harry wprowadził mnie do Vana.
- Kochanie musisz się już obudzić.
- Ale mi się chce spać..
- Proszę, spójrz za okno.
Zmusiłam się i wyjrzałam. Widziałam obszar ziemi, który był bardzo zaniedbany. Patrzyłam na ludzi, który tam mieszkali i było mi bardzo smutno.
- To jest takie przykre.. - powiedziałam
- Taaak, a ja korzystam z tylu rzeczy, które mi się nie przydają, a tu by były bardziej potrzebne.
- Gdzie jedziemy?- Niall zapytał kierowce
- Do szpitala, do dzieci.
Chłopcy rozmawiali między sobą, a ja wyglądałam przez okno.
Dotarliśmy w końcu do szpitala. Budynek był zaniedbany. Harry złapał mnie za rękę. W pomieszczeniu słychać było tylko płacz dzieci. Szliśmy przez korytarz i widziałam tylko w pokojach matki, które płakały nad pustymi łóżeczkami.
- U wielu dzieci zdiagnozowano malarie, ponieważ nie zostały zaszczepione zaraz po urodzeniu. - Maria powiedziała obracając lekko głowę, aby na nas spojrzeć.
- Dlaczego nie zostały zaszczepione? - Zayn zapytał
- Zazwyczaj rodziny są zbyt biedne, aby kupić szczepionki.
- Nie możesz wykupić cały zapas takich szczepionek? - Liam zapytał
- Ile kosztuje taka szczepionka?
- Około 5 funtów.
- Tylko 5 funtów? - Niall zapytał
- Może to dla Ciebie mało, ale średnio jedna rodzina zaraz 5 funtów na tydzień i wydają je na jedzenie i picie do przeżycia. - Maria wyjaśniła
- To takie smutne.. - Harry powiedział cichym głosem
- Tak, jest.. - Maria powiedziała odwracając się do niego.
Maria zaprowadziła nas do dużego pokoju gdzie były dzieci i ich matki. Wyjaśniła nam, że leża tu z powodu niedożywienia i malarii. Mimo, że dają im leki, starają się ich wyleczyć, to organizmy dzieci są czasami zbyt słabe. Chłopcy rozeszli się. Ja poszłam z Harrym i Marią. Zatrzymali się przy kobiecie stojącej przy oknie ze łzami w oczach, która trzyma dziecko.
- To nie jest matka dziecka, ale traktuje je jak własne. - Maria powiedziała, a kobieta odwróciła się w naszą stronę.
- Cześć, jestem Harry.
- Witam, jestem Megan, jak się masz?
- Co się stało z matką? - Zapytał Harry.
- Nie wiemy. To jest Kure i ona pracuje z nami. Pewnego dnia znalazła to dziecko płaczące w progu naszego domu. Zrobiliśmy badania i wynika z nich, że dziewczynka jest chora na malarię. Od tamtej pory Kure uważa ją za własne dziecko. - Wyjaśniła Maria.
Harry złapał małą dziewczynkę za rączkę, wtedy przestała płakać. Krue zauważając to dała Harry'emu potrzymać małą. Hazz delikatnie wziął ją na ręce.
- Hejj kochanie - wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami
- Jest jakiś sposób aby ją wyleczyć? - Zapytałam Marię.
- Obawiam się, że nie. Jej organizm nie jest aż tak silny aby mógł walczyć z chorobą. Dlatego Krue jest smutna, bo wie co będzie niedługo.
- Musisz walczyć dalej.. proszę - Harry powiedział cicho do dziecka.
Łzy zebrały mi się w oczach. Trudno mi było sobie jaki ból muszą czuć teraz te wszystkie matki, które wiedzą, że już niedługo ich dzieci umrą. Położyłam dłoń na swoim brzuchu, a łzy zaczęły mi spływać po twarzy. Patrzyłam jak Harry trzyma dziecko. Był taki ostrożny. Siedziałam tam, a moje serce z każdą minutą pękało coraz bardziej. Było mi strasznie smutno.
______________________________________
Ble, ble, ble.. nie wiem co napisać.. Wiem, że dłuuuuuugo musieliście czekać na rozdział, ale noo.. sprawy prywatne.. bardzo się wszystko skomplikowało. Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego wydarzy się w moim życiu :c No, ale niestety..Ehh..
WRÓCIŁAM! Teraz jestem już w stanie cokolwiek robić, więc pierwsze co zabrałam się za tłumaczenie. Mam nadzieję, że nie wszyscy odeszliście od tego FF, że jeszcze ktoś z was to czyta.
Strasznie was przepraszam, wiem, że cały czas będziecie mieli mi to za złe, że nic nie dodawałam, ale nie mogła.. nie byłam w stanie! :c
Dobra hhiyhiyhyi, nowy rozdziałek jest! A za Tydzień kolejnyyyyyy! hiyhiyhyi #MuchLove <3
- Tak mi przykro - Harry złapał mnie za ręce
- Na szczęście mi nic się nie stało, leżałam tylko przez tydzień w szpitalu. Miałam wtedy 18 lat więc nie trafiłam do domu dziecka. Znalazłam prace w butiku. Szef traktował mnie jak córkę i nauczył mnie wszystkiego. Kiedy poczułam się na siłach, dał mi pożyczkę i oto jestem tutaj, żyję jak żyję.
- A co z twoim szefem?
- Spłaciłam mu kredyt jakoś 3 lata temu. Dałam radę. Szef wyjechał do Hiszpanii, ale nadal utrzymujemy kontakt, choć jest ciężko.
Harry pociągnął mnie tak, że teraz siedziałam na jego kolanach, ukryłam twarz w jego szyi, a on lekko głaskał moje plecy abym się uspokoiła.
Zasnęłam, obudził mnie głos Harry'ego.
- Kochanie już prawie jesteśmy. Musisz zająć swoje miejsce.
Przeniosłam się na swoje miejsce i znów zasnęłam. Poczułam lekkie dotknięcie mojego policzka. To był Hazza.
- Kochanie jesteśmy, musimy iść.
Wstałam, a on owinął rękę wokół mojej tali abym się nie przewróciła bądź nie zemdlała.
- Co się stało? - Niall zapytał zmartwiony.
- Wszystko w porządku? - Zayn dodał
- Musimy zabrać ją do szpitala? - Zapytał Liam
- Ona pewnie śpi.. - dodał sennie Louis
Harry wprowadził mnie do Vana.
- Kochanie musisz się już obudzić.
- Ale mi się chce spać..
- Proszę, spójrz za okno.
Zmusiłam się i wyjrzałam. Widziałam obszar ziemi, który był bardzo zaniedbany. Patrzyłam na ludzi, który tam mieszkali i było mi bardzo smutno.
- To jest takie przykre.. - powiedziałam
- Taaak, a ja korzystam z tylu rzeczy, które mi się nie przydają, a tu by były bardziej potrzebne.
- Gdzie jedziemy?- Niall zapytał kierowce
- Do szpitala, do dzieci.
Chłopcy rozmawiali między sobą, a ja wyglądałam przez okno.
Dotarliśmy w końcu do szpitala. Budynek był zaniedbany. Harry złapał mnie za rękę. W pomieszczeniu słychać było tylko płacz dzieci. Szliśmy przez korytarz i widziałam tylko w pokojach matki, które płakały nad pustymi łóżeczkami.
- U wielu dzieci zdiagnozowano malarie, ponieważ nie zostały zaszczepione zaraz po urodzeniu. - Maria powiedziała obracając lekko głowę, aby na nas spojrzeć.
- Dlaczego nie zostały zaszczepione? - Zayn zapytał
- Zazwyczaj rodziny są zbyt biedne, aby kupić szczepionki.
- Nie możesz wykupić cały zapas takich szczepionek? - Liam zapytał
- Ile kosztuje taka szczepionka?
- Około 5 funtów.
- Tylko 5 funtów? - Niall zapytał
- Może to dla Ciebie mało, ale średnio jedna rodzina zaraz 5 funtów na tydzień i wydają je na jedzenie i picie do przeżycia. - Maria wyjaśniła
- To takie smutne.. - Harry powiedział cichym głosem
- Tak, jest.. - Maria powiedziała odwracając się do niego.
Maria zaprowadziła nas do dużego pokoju gdzie były dzieci i ich matki. Wyjaśniła nam, że leża tu z powodu niedożywienia i malarii. Mimo, że dają im leki, starają się ich wyleczyć, to organizmy dzieci są czasami zbyt słabe. Chłopcy rozeszli się. Ja poszłam z Harrym i Marią. Zatrzymali się przy kobiecie stojącej przy oknie ze łzami w oczach, która trzyma dziecko.
- To nie jest matka dziecka, ale traktuje je jak własne. - Maria powiedziała, a kobieta odwróciła się w naszą stronę.
- Cześć, jestem Harry.
- Witam, jestem Megan, jak się masz?
- Co się stało z matką? - Zapytał Harry.
- Nie wiemy. To jest Kure i ona pracuje z nami. Pewnego dnia znalazła to dziecko płaczące w progu naszego domu. Zrobiliśmy badania i wynika z nich, że dziewczynka jest chora na malarię. Od tamtej pory Kure uważa ją za własne dziecko. - Wyjaśniła Maria.
Harry złapał małą dziewczynkę za rączkę, wtedy przestała płakać. Krue zauważając to dała Harry'emu potrzymać małą. Hazz delikatnie wziął ją na ręce.
- Hejj kochanie - wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami
- Jest jakiś sposób aby ją wyleczyć? - Zapytałam Marię.
- Obawiam się, że nie. Jej organizm nie jest aż tak silny aby mógł walczyć z chorobą. Dlatego Krue jest smutna, bo wie co będzie niedługo.
- Musisz walczyć dalej.. proszę - Harry powiedział cicho do dziecka.
Łzy zebrały mi się w oczach. Trudno mi było sobie jaki ból muszą czuć teraz te wszystkie matki, które wiedzą, że już niedługo ich dzieci umrą. Położyłam dłoń na swoim brzuchu, a łzy zaczęły mi spływać po twarzy. Patrzyłam jak Harry trzyma dziecko. Był taki ostrożny. Siedziałam tam, a moje serce z każdą minutą pękało coraz bardziej. Było mi strasznie smutno.
______________________________________
Ble, ble, ble.. nie wiem co napisać.. Wiem, że dłuuuuuugo musieliście czekać na rozdział, ale noo.. sprawy prywatne.. bardzo się wszystko skomplikowało. Nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego wydarzy się w moim życiu :c No, ale niestety..Ehh..
WRÓCIŁAM! Teraz jestem już w stanie cokolwiek robić, więc pierwsze co zabrałam się za tłumaczenie. Mam nadzieję, że nie wszyscy odeszliście od tego FF, że jeszcze ktoś z was to czyta.
Strasznie was przepraszam, wiem, że cały czas będziecie mieli mi to za złe, że nic nie dodawałam, ale nie mogła.. nie byłam w stanie! :c
Dobra hhiyhiyhyi, nowy rozdziałek jest! A za Tydzień kolejnyyyyyy! hiyhiyhyi #MuchLove <3
Jakieś pytanka? Zapraszam na: ASK'A
KOMENTUJCIE <3